niedziela, 30 marca 2014

Rozdział IV "Maskując uczucia"

  Przez skąpane w słońcu Miami przemknął lekki wietrzyk, który delikatnie poruszył firanki w pokoju Allyson. Brunetka przekręciła się na drugi bok. Nie miała najmniejszej ochoty wstawać z łóżka, ale musiała. Wygramoliła się z pościeli i założyła kapcie. Jak zwykle, zaczęła dzień od zerknięcia w kalendarz. Dzisiejsza data wyróżniała się spośród innych. Była zaznaczona różowym flamastrem, a to oznaczało, że dziś Ally pójdzie na swoją pierwszą randkę od niemal trzech lat. Uśmiechnęła się na tę myśl.
W końcu zaczynam normalnie żyć… I to dzięki Cindy!
   Po porannych czynnościach Ally zjadła śniadanie i wróciła do swojego pokoju. Na krześle obok pianina leżało pieczołowicie poskładane, pachnące ubranie na randkę. Była to koronkowa sukienka z czarnym paskiem. Na podłodze pod krzesłem stała nowiuteńka para butów. Innymi słowy, wszystko było naszykowane na tip-top. I tak właśnie miało być.

*

-Tam mieszka?
-Tak.
-Ale chata…
-No, też bym chciał mieć taką.
-To chyba najładniejsza w Miami!
-Założę się, że ma sześć łazienek!
-Co ty, na pewno z osiem!
-Zawsze się zastanawiałem, po co im tyle pokoi, jak zwykle z nich nie korzystają…

    Przez uchylone okno Austin mógł wyraźnie słyszeć rozmowę dwóch chłopców, którzy właśnie stali pod jego domem.
   Ja też się zawsze zastanawiałem, po co gwiazdom tyle pokoi.
   Westchnął ciężko. Siedział właśnie na kanapie pod kryształowym żyrandolem, otoczony masą złotych figurek i wciąż rozmyślał, po co mu to wszystko. Miał niby to, czego inni ludzie tak pragną –kasa, kasa, kasa… i sława. Kolorowe pisma przedstawiały go dumnie, jakby był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. W rzeczywistości było inaczej. Po co mu wielki plazmowy telewizor, skoro nie może pooglądać na nim horroru z Dezem? Po co mu sauna, skoro nie może z niej usłyszeć narzekania Trish, że nikt nie przyniósł jej magazynu o modzie? Po co mu tyle jego portretów, skoro żaden z nich nie wyszedł spod pędzla Triny? I po co mu taki wielki fortepian, skoro nie może usiąść przy nim z Ally i zatracić się w muzyce?... To był człowiek, który miał wszystko? Tak naprawdę nie miał nic! Nie miał przyjaciół, z którymi mógł dzielić wszystkie sukcesy i porażki. Nie miał miłości… Bez miłości człowiek staje się pusty, zadufany w sobie. Czy właśnie takiego życia chciał? Czy to właśnie dla takiego życia wyjechał z Miami, by „spełniać marzenia”? Gdzieś miał takie życie! Wolałby być tym Austinem, który cieszył się z najmniejszych rzeczy, któremu niepotrzebne były pieniądze i rozgłos. Tworzył muzykę dla zabawy, a nie pod presją świata. Wielki dom zionął pustką. Już kiedyś to poczuł, gdy się obudził i uświadomił sobie, że rzeczywistość, którą przed chwilą widział, była tylko snem. Czasami ten sen się powtarzał i powtórzył się również dzisiaj. Śnił mu się jego dom, ale jakiś taki inny.
   Szedł korytarzem i słyszał dźwięki pianina, które dochodziły z jego sypialni. Gdy otworzył drzwi, ujrzał kobietę grającą na instrumencie i uśmiechającą się do niego promiennie. Korytarzem wbiegła trójka dzieci bawiąca się w berka. Krzyczały wesoło i robiły strasznie dużo hałasu. Mała dziewczynka o blond włosach uwiesiła się jego nogi. Wziął ją na ręce, a ona zaśmiała się perliście i przytuliła go. Druga dziewczynka miała brązowe włosy i usiadła przy pianinie obok tamtej kobiety. Był jeszcze chłopiec –brunet o ciepłym spojrzeniu. Zdawał się być najstarszy z dzieci. Podszedł do blondyna i krzyknął: „Berek!”, po czym dzieci wybuchły śmiechem i wybiegły z pokoju. Austin usiadł przy kobiecie i zaczęli grać wspólnie.
   Później sen się urwał. I za każdym razem urywał się w tym samym momencie. Kim były te rozbrykane dzieci? I dlaczego wyglądały tak znajomo?
   Chciałbym mieć takie dzieci… Były takie beztroskie…
   Myśli o własnych dzieciach wypełniły go ciepłem. Jak cudownie byłoby mieć takie szkraby… Chciałby założyć rodzinę. Czuł się na to gotowy. Ale pragnął, żeby Ally była jego rodziną… A tymczasem ona idzie na randkę z jakimś Zackiem… Dez miał rację, odsunął się od własnych przyjaciół. Odtrącił to życie, za którym teraz tak bardzo tęsknił.
   No cóż, jak się zepsuło, to trzeba naprawić…
   Wstał z kanapy, wziął skórzaną kurtkę i wyszedł.

*

-Dez, naprawdę? Płatki róż? –zaśmiała się Trish, patrząc na podłogę usłaną kwiatami.
-Chciałem, żeby było romantycznie… -wyjaśnił rudy.
   Trish cmoknęła go w policzek.
-I ci się udało! –zachichotała –Jeszcze te pachnące świeczki… Mrr…. –wyszeptała mu do ucha.
   Pocałował ją namiętnie. Chwila ta została przerwana przez dzwonek do drzwi. Stał w nich Austin.
-O. To ty… -mruknął Dez.
-Tak… Przeszkadzam? –spytał zmieszany.
-Po co tu przyszedłeś?
-Chciałem cię przeprosić, stary… Miałeś rację, zachowałem się jak dupek. Nie powinienem zrywać z wami kontaktu. Chciałbym cofnąć czas…
-Chyba dobrze przemyślałeś to co, chcesz powiedzieć.
-Wiesz, ostatnio tylko chodzę po ludziach i przepraszam –zaśmiał się –To między nami okej?
-Stary, jak mógłbym ci nie wybaczyć! W końcu jesteśmy kumplami na zawsze, nie?
-No pewnie! Nie chciałbym, by było inaczej.
-Ja też. Słuchaj, nie obraź się, ale chcieliśmy z Trish pobyć sami…
-Rozumiem –zaśmiał się i wyszedł.

*

Żółte diamenty w świetle
Stoimy razem obok siebie
Mój cień przenika twój
Potrzebujemy tego, by żyć.
Oto, jak się teraz czuję.
Nie mogę się oprzeć, ale muszę odpuścić.

Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu…

   Ally ściszyła radio. Nie miała zamiaru słuchać TEJ piosenki. Za bardzo przypominała jej, gdy ON ją zaśpiewał, a potem powiedział jej… to wszystko. Nie, dość! Nie będzie płakać. Włączyła inną stację.

Po prostu stój tu i patrz, jak płonę
Ale jest w porządku, ponieważ uwielbiam sposób, w jaki to boli
Po prostu stój tu i patrz, jak płaczę
Ale jest w porządku, ponieważ uwielbiam sposób, w jaki kłamiesz

   O, nie. To już ewidentnie był Austin. Kolejna stacja… Reklamy.
   Allyson wyłączyła radio. Dlaczego wszystko tak bardzo jej go przypominało?! Nawet jej ukochana muzyka, do której zawsze uciekała, gdy miała jakiś problem.
   Ale ta fryzura, którą musi stworzyć przed randką jest taka pracochłonna, a ona chciałaby posłuchać muzyki…
  Wiem! Włączę sobie coś po japońsku, nie będę wiedziała, co śpiewają!
   Genialny pomysł (to był sarkazm).
   I tak przesłuchała cały soundtrack z Bleacha.

   W końcu była gotowa. Ledwo włożyła buty, usłyszała dzwonek do drzwi. Zbiegła na dół i otworzyła. Zac wyglądał po prostu świetnie!
-Hej, widzę, że nie marnowałaś dnia –zaśmiał się –Ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję, ty też –odpowiedziała. Wzięła torebkę i poszli.
   Zac zaprowadził ją do kina. Może i oklepane, ale w końcu rozmawiali ze sobą tylko z dziesięć minut i jeszcze się nie znali.
   Ally bawiła się świetnie. Chłopak był zabawny i wyluzowany. Dobrze jej się z  nim rozmawiało. Był tym, czego potrzebowała, by nie zamartwiać się Austinem. Wrócili późno pod jej dom, ciągle się śmiejąc.
-Dziękuję ci za cudowny wieczór. Dawno się tak dobrze nie bawiłem –powiedział.
-I wzajemnie! –przyznała brunetka.
   Spojrzała w jego oczy. Były tej samej barwy, co Austina… I były równie głębokie..
Nie! Miałaś o nim nie myśleć! Zapomnij! Zapomnij, tak jak on… zapomniał o tobie…
   Do jej oczu napłynęły łzy.
Nie płacz, nie płacz, nie rozmarz się, nie rozmarz się…
   Zac dotknął jej policzka.
-Hej! Głowa do góry –odparł –Nie płacz, o wiele ładniej wyglądasz, jak się uśmiechasz.
   Dziewczyna wtuliła się w niego.
-Przepraszam… -powiedziała –Po prostu bardzo mi kogoś przypominasz… Kogoś, o kim chciałabym zapomnieć…
A przynajmniej zapomnieć o tym, co nas kiedyś łączyło…
-Rozumiem –oznajmił i ją objął.
   Ally stanęła na palcach i delikatnie pocałowała chłopaka w policzek.
-Jeszcze raz dziękuję za dziś –wyszeptała, patrząc mu w oczy.
-I ja też –uśmiechnął się do niej –Przykro mi, że muszę już iść. Moja młodsza siostra jest sama w domu,  bo babcia mogła zostać z nią tylko do dziewiątej.
-Rozumiem –odparła brunetka i pomachała mu ręką, patrząc jak się oddala.
   Gdy już całkiem zniknął z pola widzenia, Ally zobaczyła najmniej pożądaną osobę na przeciwnej stronie ulicy. Stał tam w szarej bluzie z kapturem i wpatrywał się w nią.
-Długo tu już stoisz? –spytała.
-Ja wiem? Z godzinę, może dwie –wzruszył ramionami.
-Nie mów, że przez ten cały czas tu na mnie czekałeś…
-A co? Nie mam prawa już spytać, jak tam się bawiłaś na randce?
-Było świetnie.
-To się cieszę.
   Stali tak w  milczeniu po obu stronach ulicy, jak po dwóch stronach rwącej rzeki. Każde bało się zrobić ten pierwszy krok w stronę drugiego. To była bardzo niekomfortowa sytuacja. W końcu on zdecydował się przerwać to wszystko.
-Nie będę cię tu trzymał, jeszcze mi zmarzniesz –uśmiechnął się do niej i zaczął się oddalać –Dobranoc, Ally.
-Dobranoc –odpowiedziała, znikając we własnych drzwiach.

 --
Witajcie!
Co do tego Bleach, to przepraszam, ale się nie powstrzymałam, ten soundtrack jest przeepicki *o*
Zamieszczone tu fragmenty piosenek to: “We Found Love” i “Love the way you lie”.
Odnośnie “We Found Love”, posłuchajcie sobie cover’u, który nagrał cudowny Sam Tsui *.*
To tyle :D

~Monia

piątek, 21 marca 2014

Rozdział III "Razem i osobno"

   Była szósta rano, jednak Austin był na nogach już od godziny. Tak, ten sam Austin Moon, który zazwyczaj wstaje w połowie dnia albo i później. Nie mógł spać i bez przerwy się budził, a przyczyną tego była pewna brunetka z blond końcówkami. Jeszcze niedawno tak się cieszył, że ją zobaczy, gorliwie wyczekiwał momentu, gdy znów ją rozbawi, usłyszy jej szczery perlisty śmiech i w końcu będzie miał z kim pogadać. Zamiast tego usłyszał, że zmienił się nie do poznania i został przez nią odtrącony. Teraz, gdy o tym myśli i analizuje każde jej słowo, musi w pewnym sensie przyznać jej rację. Co się stało, że upadł tak nisko i zaczął chodzić z kimś takim jak Debby Wood? Nieprzespana noc pomogła mu rozwiązać tę zagadkę. Odpowiedź była prosta -chodziło o oczy. Debby miała tak samo głębokie oczy o tej samej barwie, co Ally. Za każdym razem, gdy spoglądał na blondynkę, widział w niej Allyson. Dzięki temu mógł poczuć jej obecność. Nie był już sam, miał ją. Źle zrobił, że nie pozbył się tej piszczki zanim wrócił do Miami. Teraz, gdy ta prawdziwa Ally z krwi i kości jest tak blisko, on nie może do niej podejść, porozmawiać... Ach, po co on w ogóle wyjeżdżał? Żeby nagrać jakąś głupią płytę?! Wołałby być mniej sławny i zostać. Gdyby nie to, teraz mógłby rzucić się na Ally i wycałować od stóp do głów, jak dawniej. Przysięgał, obiecywał, że zawsze przy niej będzie, a tymczasem odwrócił się od niej i zastąpił ją kimś innym. Najgorsze jest, że zrobił to już drugi raz ... Nie, postanowione! Godzi się z nią i kropka. Chciał być chociaż jej przyjacielem, jeśli na nic więcej nie zasługuje. Wiedział tylko jedno: nie zniesie już dłużej przechodzenia obok niej obojętnie. Czekał trzy lata. To zdecydowanie za długo. Teraz, gdy nie chciała się do niego odzywać, cierpiał. Był świadom, że na to zasługuje i powinien cierpieć, bo ona przez niego też wiele wycierpiała. Nie miała nikogo, kto mógłby jej choć odrobinę go ucieleśniać. Została sama z otwartą raną w sercu, która nie chciała się zagoić. 

Umrę, jeśli się z nią nie pogodzę... -pomyślał blondyn, krążąc w kółko po pokoju.
   Czuł mocne pieczenie pod powiekami, a głowa jakby pękła mu na pół. 
Dziś to z nią wyjaśnię. Muszę...

*

                                                

   Trzy godziny później Ally siedziała przy pianinie i ćwiczyła piosenkę na casting. Postanowiła pójść. Cindy ma rację, dobrze jej to zrobi. 
-Dwa, cztery, sześć i już mówię cześć, oooo! -śpiewała brunetka -Nie będziesz więcej ranił mnie-e! Ja wolna być chcę! Od teraz żadnych uczuć, mam dość, mówię:  "nie". Wolną będę!!
   Z każdym podejściem coraz bardziej utożsamiała się z postacią Tary. Ją też spotkało coś podobnego, jak Allyson. Tylko, że ona była bardziej otwarta, wprost mówiła, co jej leży na sercu. Dzięki temu Ally dała ujście emocjom i poczuła się o wiele lepiej. 
-Kiedyś byliśmy tak blisko, dziś ty masz mnie gdzieś. Lecz to dla mnie przeszłość, już nie liczy  się. Teraz wszystko się zmieni, teraz będzie inaczej. Idę dalej i za siebie nie patrzę! 
   I wtedy do brunetki przyszedł SMS. Sięgnęła po komórkę, aby go przeczytać. Zdziwiła się, widząc, że jest on od Austina...
"Musimy pogadać. Będę u Ciebie za 5 minut".
   Ally zerwała się z krzesła.
Za pięć minut?! Czy z nim wszystko w porządku?!
   Szybko upchnęła wczorajsze ciuchy do szafy. Zeszła na dół i oczekiwała blondyna. Chwilę później rozległ się dzwonek do drzwi. Allyson poszła otworzyć. Stanął w nich Austin. Wyglądał na zakłopotanego. Spojrzał na brunetkę i nerwowo się do niej uśmiechnął. 
-Hej... -powiedział.
-Hej. -odparła dziewczyna. Weszli do środka.
-Słuchaj, Ally... Ja... przepraszam. Miałaś rację, byłem głupi. Strasznie mi cię brakowało. Chciałbym znów być twoim przyjacielem. Proszę, wybacz mi... Potrzebuję cię. 
   Serce Ally przyspieszyło, gdy wypowiedział ostatnie dwa słowa.
-No nie wiem, czy mnie potrzebujesz, skoro zostałam już zastąpiona -oświadczyła oschle.
-Nie chciałem cię skrzywdzić... Nigdy nie miałem takiego zamiaru. Proszę, bądźmy znów przyjaciółmi. Ty chyba też chcesz, by było jak dawniej.
-Już nigdy nie będzie tak, jak dawniej... Zdajesz sobie z tego sprawę? Ale... tak, też bym tego chciała. No dobrze, skoro zadałeś sobie tyle trudu, by się do mnie pofatygować, zgadzam się -zaśmiała się.
-Super -uśmiechnął się -Już się bałem, że cię stracę. Nie przeżyłbym tego. 
   Przytulił ją, a Ally przeklinała siebie w myślach.
Miałam mu nie wybaczyć! Ale nie potrafię...


-Dobrze, dobrze. Już ty mnie tak nie czaruj -zażartowała brunetka i spróbowała uwolnić się z uścisku. Nic z tego.

-Przestań, Ally. Trzy lata cię nie widziałem, zostań ze mną dłużej.
-Ostatecznie... -westchnęła i przytuliła blondyna mocniej.
Nie przyzwyczajaj się! Ale... to takie miłe móc go znowu tulić...
-Oo, mogę wiedzieć, co tak ważnego jest w sobotę? -spytał, patrząc na jej kalendarz.
-Och, to... Mam wtedy randkę.
-R-r... randkę? -zdziwił się blondyn, wypuszczając dziewczynę z objęcia -Z kim?
-Koleś nazywa się Zac i jest ratownikiem na plaży -odparła brunetka, niby od niechcenia. Ha! Udało się! Ma go teraz, jak na talerzu.
Zatkało kakao?
-Ahhaa... -odpowiedział -To... baw się dobrze... Zac, Zac... Jak ma na nazwisko? Może go znam?
-Nie pytałam o nazwisko.
-Jak to? Idziesz na randkę z facetem, który nie wiadomo, jak się nazywa?
-Mówiłam ci już, ma na imię Zac. To bardzo miły gość. A poza tym, co cię to w ogóle obchodzi?
-Nie obchodzi -odpowiedział trochę za szybko -Ale jesteśmy przyjaciółmi i mówimy sobie wszystko, tak?
-Oczywiście. Ale jakoś ty mi nie powiedziałeś, że chodzisz z Debby. Dlaczego więc ja miałam ci mówić, że idę gdzieś z Zackiem?
-No nie... Chyba nie będziesz dalej ciągnąć tego tematu?
-Ależ ja nie mam takiego zamiaru. Uważam tylko, że jeśli ty masz dziewczynę, a ja MOŻE będę miała chłopaka, to wszystko jest w porządku, hę?
-Tak... Jest zajebiście -wycedził Austin.
-No, więc nie ma czym się przejmować! -zawołała słodko brunetka. -Dobrze, ja teraz będę miała próbę... Jak chcesz, możesz włączyć sobie TV.
-Nie, wolę pójść z tobą. Co będziesz ćwiczyć? Nową piosenkę?
-W pewnym sensie... Tylko nie jest mojego autorstwa.
-Serio? Mogę spytać, kto ją napisał?
-Dokładnie to ja nie wiem, ktoś pracujący przy "Dwóch stronach Leny" ... To taki nowy film, słyszałeś? 
-Tak. Śpiewasz do filmu?
-Nie tylko, ja też w nim gram.
-Serio?... Wow, no to gratuluję!
-A dziękuję -uśmiechnęła się Allyson. 
-Mogę posłuchać?
-Jasne - i zaciągnęła go do swojego pokoju na górze.

*

                            

-Pogodziłeś się z nią? -spytał Dez.
-Tak -odparł Austin.
-To super! Team Auslly, reaktywacja!
-Żadna reaktywacja, jesteśmy przyjaciółmi.
-Ooo... dlaczego?
-No bo ja... chodzę z Debby... A ona w sobotę idzie na randkę.
-No nie, to nie tak miało być!
-Deziu, wyluzuj. Ja tylko chcę, by była szczęśliwa... A widocznie beze mnie jest.
-Ale wy jesteście dla siebie stworzeni! Kiedyś żyć bez siebie nie mogliście, a teraz... wszystko się popsuło.
-Co, ty też uważasz, że nie powinienem wyjeżdżać? -spytał że złością blondyn.
-Nie, absolutnie! Tylko nie powinieneś zaczynać tego całego romansu z tą Debby. Popatrz na mnie i Trish. Jesteśmy razem już tyle lat.
-No tak, ale ty zostałeś w Miami i widziałeś ją na codzień. 
-Ale jak musiałem wyjechać, by wyreżyserować film, to wziąłem ją ze sobą!
-Ty... zrobiłeś jakiś film?...
-Nie "jakiś" film, tylko poważny dramat. Wiedziałbyś, gdybyś utrzymywał z nami jakikolwiek kontakt!
    Rudy wstał z fotela i westchnął ciężko.
-Widzisz, Austin, tu jest twój problem; kompletnie się od nas odizolowałeś -powiedział smętnie i wyszedł.

środa, 12 marca 2014

Rozdział II "Starzy wrogowie, nowi przyjaciele"

   Tego dnia Allyson zwlokła się z łóżka dosyć późno. Przez nieustanne prośby Lynn, dotyczące opowieści z życia brunetki, omal nie zapomniała, że Will i Twyla chodzą wcześniej spać. Madison Clark chyba by ją prześwięciła, gdyby dowiedziała się, że jej dzieci zasnęły tak późno. Ale Ally zawarła z nimi umowę: „Nie mówcie nic mamie, to następnym razem każde z was dostanie lizaka”. Szkoda, że z innymi ludźmi nie było tak łatwo, jak z dziećmi… Austin dzwonił do niej kilka razy zeszłego wieczoru, ale nie miała ochoty odbierać. Trzeba było nie sprowadzać tu tej zołzy. Jeśli naprawdę zależałoby mu na tym, by do niej wrócić, zerwałby z nią przed swoim powrotem. A ona nie będzie znosić jej za każdym razem, gdy chce z nim pogadać. Zresztą, co to za problem. Nie widziała go wcześniej, teraz też wytrzyma. Jednak w gruncie rzeczy tęskniła za tym „starym” Austinem. Brakowało jej tego uśmiechu, który potrafił podnieść ją na duchu w każdej sytuacji. Tęskniła za pisaniem z nim piosenek, za tym przypadkowym dotykiem jego dłoni i zatracaniu się w tych bezdennych brązowych oczach. Ale ten Austin odszedł. Wyjechał w trasę i już z niej nie wrócił. Zamiast niego pojawił się marny duplikat, któremu wystarczy byle co do szczęścia.
   Ally westchnęła głęboko i doprowadziła się do porządku. Zamierzała iść dziś na zakupy i sprawić sobie jakiś oszałamiający strój na występ w środę. Jej kariera rozwijała się w swoim tempie, bo tak właśnie chciała. W ten sposób miała czas, chociażby na pilnowanie dzieci państwa Clark i opowiadanie przeróżnych historyjek swojej chrześnicy Evelyn, która wciąż przekręcała słowa.
   Przejrzała się w lustrze. Wyglądała dokładnie tak, jak chciała, ale i tak nie była do końca z siebie zadowolona. Ostatnio miała coraz więcej kompleksów i nieustannie porównywała się z Debby. Natychmiast, gdy się na tym przyłapywała, rugała sama siebie za własną głupotę. Za każdym razem, gdy próbowała zapomnieć o Austinie, wszystko wokół coraz bardziej jej go przypominało. Dlaczego?...
*
   W końcu wybrała się na planowane zakupy. Właśnie mierzyła cekinową tunikę na ramiączkach.
-No nie wiem… -usłyszała za sobą głos.
   Odwróciła się. Za nią stała Cindy Ian, trzymając w ręku milkshake’a.
-Wygląda jak worek –ciągnęła –Wybrałabym coś bardziej obcisłego, żeby podkreślało twoją szczupłą figurę.
-Cindy? –zdziwiła się brunetka –Wróciłaś do Miami?
-Tak, właśnie nagrywamy tu nowy film –wyjaśniła –Trzymaj –rzuciła jej jakąś sukienkę –W tym będzie ci o wiele lepiej.
   Ally weszła do przebieralni i po chwili z niej wyszła. Sukienka była krótkawa i wydekoltowana.
-Oho, to jest to! –Cindy zmierzyła ją wzrokiem.
-Tak myślisz? Chyba jest trochę… nie w moim stylu.
-Daj spokój. Założysz ją na jakąś imprezę i Austinowi automatycznie spadną klapki z oczu!
-To ty… już wiesz?
-Skarbie, ja wiem wszystko! No już, płać za tę kieckę i chodźmy coś zjeść. Ja stawiam.
   I kwadrans później siedziały wspólnie przy stoliku.
-Nie uważasz, że to trochę dziwne? –spytała Allyson –Kiedyś nie mogłyśmy siebie znieść, a dziś jemy razem obiad.
-Tak, moim zdaniem trzeba zakopać topór wojenny. Chyba nie chcemy skończyć, jak pani Clark i pani Caracas? –zaśmiała się.
-Masz rację –uśmiechnęła się brunetka –No, opowiedz mi trochę o tym twoim nowym filmie.
-Okej. Udało mi się zdobyć główną rolę. Gram w nim Lenę Green, która pracuje w wypożyczalni sprzętu pływackiego na plaży. Pewnego dnia znajduje miłość swojego życia, przystojnego surfera. Później spotyka go na drogiej kolacji w hotelu (pomaga mamie na kuchni). Jest ubrana zupełnie inaczej i chłopak jej nie poznaje. Zaczyna mu się podobać, ale nadal nie utożsamia jej z dziewczyną z wypożyczalni. Film nazywa się „Dwie strony Leny”. Według mnie to świetna komedia.
-To kiedy nagrywacie?
-Jeszcze nie wiadomo, bo nie mamy pełnej obsady. Brakuje nam jednej osoby… Właśnie! Może zgłosiłabyś się na casting za tydzień?
-Ja?... Ale… kogo ja mogłabym tam zagrać?
-Tarę Plum, koleżankę Leny. Jest to postać przebojowa, lubiąca się zabawić.
-Ech… no nie wiem, chyba się z nią nie identyfikuję…
-No i o to chodzi! Masz grać, że nią jesteś, nie musisz nią być. Według mnie to świetny pomysł. Dasz sobie trochę na luz i zapomnisz o Austinie i o tym, co ci zrobił. Zaczniesz żyć. A tę sukienkę włożysz na premierę. Austin usiądzie wtedy przed telewizorem, będzie oglądał relację z premiery i powie: „Ale byłem głupi, że wybrałem Debby zamiast Ally…”. Mówię ci, będzie fajnie!
-No dobrze, mogę spróbować.
-Jeej!! To zapraszam na casting za tydzień. Przedstawię cię reżyserowi, na pewno da ci tę rolę. Myślę, że idealnie sobie w niej poradzisz. Po obiedzie pójdziemy na plażę? Strasznie tęskniłam za gorącym Miami…
-Oczywiście! –zaśmiała się brunetka.
   I rzeczywiście tak zrobiły. Dużo rozmawiały i przy okazji Allyson dowiedziała się, że Debby jest kuzynką Cindy…
-O, dziewczyno! Jeśli myślałaś, że ze mną było ciężko, gotuj się na piekło! –oświadczyła blondynka.
-No to mnie pocieszyłaś… -westchnęła.
-Spokojnie, z moją pomocą dasz radę! –zaśmiała się –Widzisz tego ratownika? Ale ciasteczko!
-Hm… ja wiem?
-Oj, przestań. Bez przerwy się na ciebie gapi, zrób z tym coś.
-Ale co?
-Zagadaj! Może się z tobą umówi.
-Nie wiem, czy jestem gotowa na rozpoczęcie kolejnego związku…
-Jesteś, jesteś. Powiedz mu coś, bo inaczej ja to zrobię.
-Hę?...
-Ej, ty śliczny!! –zawołała blondynka.
-Co ty robisz?!
-Załatwiam ci chłopaka. Tak, ty!! Moja koleżanka tonie!!
   Chłopak podbiegł do nich. Był wysoki, dobrze zbudowany i… ech, całkiem ładny, nie ma co ukrywać.
-Już jestem! Kto tonie?
-Ta tutaj. Tonęła w twoim przeszywającym spojrzeniu.
-E… przepraszam, jeżeli przeze mnie poczułaś się nieswojo… -wydukał –Nie chciałem. Nie mogłem oderwać od ciebie oczu, bo… bo jesteś bardzo ładna.
   Cindy spojrzała na brunetkę w stylu: „A nie mówiłam?”.
-Jestem Zac –dodał chłopak.
-Ally –odpowiedziała.
-Tak, znam cię –zaśmiał się –Jesteś Ally Dawson. Jestem twoim fanem.
-Och… no to mi miło –uśmiechnęła się dziewczyna.
-To ja zostawię was samych –rzuciła Cindy, klepiąc brunetkę po plecach.
-Uważam, że masz świetny głos –odparł Zac.
-Dziękuję.
-Nie, to ja dziękuję –uśmiechnął się –Może… wyjdziemy gdzieś kiedyś razem?...
-Chętnie –odpowiedziała Ally. W sumie, sama nie wiedziała, dlaczego się zgodziła. Nagle poczuła jakiś przypływ pewności siebie.
-Super.  To… może w tę sobotę o piątej?
-Jasne. Gdzie pójdziemy?

-To na razie zostanie tajemnicą –uśmiechnął się –W każdym razie, oczekuj mnie u siebie –i odszedł.

piątek, 7 marca 2014

Rozdział I "Poznajcie Debby!"

   -Dryń, dryń!
   Po pokoju rozległ się znajomy odgłos.
   -Dryń, dryń!
   W końcu z dość dużego łóżka wyszła niska brunetka, zła, że coś ją obudziło. A raczej ktoś.
-Halo! –odebrała telefon, tym samym przerywając natarczywy odgłos dzwonka.
-Ally? –po drugiej stronie rozległ się głos –Obudziłam cię?
-Nie, no coś ty… -wysyczała brunetka, przecierając oczy.
-Przepraszam… -speszyła się ta druga osoba –Nie bij…
-Postaram się –zaśmiała się dziewczyna –Coś chciałaś?
-A, tylko chciałam ci powiedzieć, że za godzinę mamy być na lotnisku, a ty jeszcze śpisz –odparła.
   Brunetka stuknęła się w czoło.
-Boże! –zawołała –Na śmierć zapomniałam!
-A pamiętasz, że miałaś się przedtem spotkać się ze mną i Triną?
-Nie denerwuj mnie!!
-Spokojnie, Alluś. Ogarnij się, a jak będziesz gotowa, to puść głuchego, podjedziemy po ciebie.
-To na razie.
-No, pa.
    Dziewczyna biegiem pognała do łazienki. Po jakichś trzydziestu minutach wyszła z niej ubrana, umalowana, uczesana i odświeżona. Zeszła na dół do kuchni i zjadła bułkę z dżemem. Potem dała znać koleżankom, by przyjechały. Zrobiły to już po kwadransie. Ally zabrała torebkę i wsiadła do samochodu.
-Jak tam, śpiąca królewno? –zapytała rozbawiona Trish.
-Przestań, to nie była moja wina –powiedziała brunetka –Zapomniałam włączyć budzik, bo wróciłam strasznie późno z wczorajszego koncertu.
-Bywa –odparła Trina –Cieszysz się, że wreszcie zobaczysz Austina?
-No pewnie –odpowiedziała Ally.
-A to taka przyjacielska radość, czy coś głębszego? –spytała kuzynka Trish i spojrzała na nią wzrokiem pełnym nadziei. Brunetka westchnęła.
-Trina –przemówiła –Już wam mówiłam, że nic z tego. On ma swoje życie, ja mam swoje. Oboje jesteśmy sławni i nie mamy dla siebie czasu. Nawet teraz, gdy postanowiliśmy być tylko przyjaciółmi, rzadko się widzimy. Taki związek nie miałby sensu.
-Powiem ci, co nie ma sensu –odparła Trina –To, że wciąż macie do siebie uczucia, ale żadne z was nie chce tego przyznać, bo boi się reakcji drugiego.
-Trina…
-Jest tak, czy nie?!
-Sama nie wiem… To skomplikowane.
-Ty jesteś skomplikowana.
   I resztę drogi spędziły w milczeniu. W końcu znalazły się na lotnisku i spotkały tam Deza, który czule przywitał Trish. Teraz pozostało tylko poczekać, aż tamci się od siebie odkleją i oczywiście powitać Austina, gdy ten już przybędzie.
   A dotarł kwadrans później. Gdy tylko jego samolot zaczął lądować, Ally pochłonęły myśli. Co, jeśli Trina ma rację? Co, jeśli ta tęsknota wykracza poza granice przyjaźni? A jeśli nigdy by się nie rozstali… On nie musiałby wyjeżdżać w tę głupią trasę, a później do LA i nadal byliby razem… Nie, stop! Już postanowione! On nie ma czasu, ona też. Nie mogą się z nikim spotykać. Nawet ze sobą… Och, to po co było to wszystko?! Po co on wtedy wyznał jej miłość, po co była ta cała szopka, skoro oni i tak nie mogą być razem?!
   Z myśli wyrwał ją sam ich sprawca, gdy wysiadł z samolotu. Poznała go od razu. Pojawił się nagle z tą swoją potarganą czupryną blond włosów. Nie widzieli go tak długo, bo prawie trzy lata. Zmienił się. Wydawał się wyższy i jeszcze lepiej zbudowany niż go zapamiętali. Jedno w nim pozostało takie samo –oczy. Nie uległy zmianie, praktycznie odkąd się poznali. Właśnie wyszukał ich wzrokiem i obdarzył ciepłym brązowym spojrzeniem. Szedł tak szybko, że nieomal do nich nie podbiegł. Zaczęły się czułe powitania. Teraz blondyn przytulił Ally, ale zrobił to trochę zbyt czule. Oboje odczuli zakłopotanie, a dziewczyna poczuła, jak się rumieni.
-D-dobrze cię znowu widzieć… -wymamrotała, przerywając niezręczną ciszę.
-I ciebie też –odparł.
   Ku zaskoczeniu brunetki, Austin przytulił ją ponownie.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniłem –wyszeptał.
   Oczy Ally zaszkliły się. Och, jak bardzo chciała mu teraz powiedzieć, że ona też nie mogła bez niego wytrzymać, że znów pragnie, by było jak dawniej. Wiedziała, że chłopak w ten sposób chce jej przekazać, że czuje to samo.
   Oderwali się od siebie. Nagle do grupki przyjaciół podbiegła jakaś wysoka blondynka. Wyglądała na bardzo czymś podnieconą. Dosłownie rzuciła się na Austina, uwiesiła się jego szyi i pocałowała go w policzek. Ciągle chichotała, jak szalona.
-Cześć, kotku! –zapiszczała blondynowi w ucho. On w odpowiedzi pocałował ją w usta. Ally oniemiała.
   Poczułam się, jakby ktoś wbijał mi szpilki w serce. Jakże się myliłam…
-To jest Debby Wood –oznajmił Austin, gdy wreszcie raczył oderwać od niej wargi –I jest moją dziewczyną.
   Gwoździe, to zdecydowanie były gwoździe…
-Debs, to są: Dez, Trish, Trina i… -nie dokończył blondyn.
-Ally! Ally Dawson!! –zachichotała „Debs”, wchodząc chłopakowi w słowo.
-Tak, to ja… -wybełkotała brunetka, która czuła, że wszystko w niej kipi.
   Tego bym się po nim nie spodziewała. Rozstał się ze mną tylko po to, by wyjechać z Miami i migdalić się z jakąś kiczowatą szmatą… Zachowuje się, jakby połknęła piszczałkę.
    Później wszyscy udali się do domu Austina, gdzie miało odbyć się przyjęcie powitalne. Weszli do salonu, w którym stał ogromny stół, a nad nim rozwieszona była girlanda z napisem: „Witaj znów!!”. Blondynowi wyraźnie spodobała się dekoracja. Ally poszła do kuchni, by przynieść tort, który upiekły z dziewczynami. Gdy wróciła, zobaczyła coś, co jeszcze bardziej ją wzburzyło. To ona. Ta flądra. Zajęła jej miejsce. Siedziała tam, cała w skowronkach, a ten plastikowy uśmiech nie schodził jej z twarzy. Co on w niej, do cholery jasnej, widział?! Austin spojrzał na brunetkę. Ta uśmiechnęła się smętnie zza tortu. Jednak chłopak nie dał się przekonać. Zbyt dobrze ją znał, by domyślić się, że coś nie gra. Wstał od stołu pod pretekstem pomocy jej w pokrojeniu ciasta.
-Co jest? –spytał szeptem, gdy znalazł się obok niej.
    Ally, widząc wychylającą się znad stołu długą jak u żyrafy szyję Debby, postanowiła nie ryzykować.
-Nic takiego –odparła beznamiętnie.
-Nie ściemniaj. Widzę, że coś cię gryzie.
Chyba raczej ktoś.
-Wszystko okej –powiedziała.
-Przecież wiem, że nie.
   Ally zawahała się. Nie znosiła przed nim nic ukrywać, ale co tak właściwie miała mu powiedzieć? Że jego dziewczyna to jakaś wytapetowana pijawka, a on jest kompletnym idiotą?
   Wyciągnął rękę w jej kierunku i założył jej włosy za ucho. Spojrzała na niego nieśmiało. Wyszczerzył do niej zęby.
-Ally –przemówił –Strasznie dawno się nie widzieliśmy, pogadaj ze mną. Nie chciałem wyjeżdżać, ale musiałem. Podpisałem kontrakt… No a potem okazało się, że jadę jeszcze potem do LA i…
-Musieliśmy się rozstać.
   Zapadła cisza. Te słowa ledwo przeszły jej przez gardło i miała wrażenie, że za chwilę wybuchnie płaczem. Ale jej oczy nawet nie zwilgotniały.
-Tak, to prawda –powiedział w końcu blondyn –I teraz wszystko się zmieniło.
-Nie, to ty. Ty się zmieniłeś –nie zdołała stłumić smutku i jedna łza spłynęła jej po policzku. Zauważył to.
-Ludzie się zmieniają…
-I po trzech latach zamiast dawnych przyjaciół widzi się gwiazdę popu i towarzyszącą mu blond piszczałkę.
   Powiedziała to. Powiedziała mu to prosto w twarz. Kolejna łza wypłynęła z jej oka. Blondyn zmarszczył czoło, jakby albo nie rozumiał, co chciała powiedzieć albo w to nie wierzył. Albo jedno i drugie. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, ni stąd, ni zowąd, Debby znów uwiesiła się jego szyi i zachichotała.
-Przepraszam, ale chyba już pójdę –oświadczyła Ally, zakładając torebkę na ramię –Trochę źle się czuję. Cześć –i wyszła.
-Ally, poczekaj! –krzyknął za nią blondyn i pewnie puściłby się za nią biegiem, gdyby nie fakt, że Debby ścisnęła go mocniej.
-Pa!! –zapiszczała do brunetki i roześmiała się histerycznie.
*
   Był wieczór. Niebo nad Miami pociemniało, ale nadal było widno. Jedną z ulic szła dość znana osoba –piosenkarka i tekściarka, Allyson Dawson. Jednak dzisiejszy dzień był sobotą i większość mieszkańców bawiła się na dyskotekach i tym podobnych. Brunetka szła w zamyśleniu, a jej usta zacisnęły się w wąską linię. Była blada jak kreda i miała nieco rozmazany makijaż i zamglone oczy. Stąpała twardo i dość szybko. W końcu zatrzymała się przed jakimś domem. W ogródku bawiła się mała czarnowłosa dziewczynka. Uśmiechnęła się na widok Ally i podbiegła do furtki.
-Li!! –zawołała. (Tak nazywała brunetkę).
-Cześć, Twyla –przywitała się dziewczyna, siląc się na uśmiech –Rodzice jeszcze w domu?
-Tak –odpowiedziała mała i otworzyła dla niej furtkę.
   Po chwili znalazły w domu. W salonie siedział chłopczyk i coś rysował. Nagle w salonie pojawili się rodzice dzieci.
-Och, Ally! –zawołała ich matka i podeszła do dziewczyny –Jesteś! Ale nie wyglądasz na zadowoloną… Coś się stało?
-Nie, tylko Austin wrócił… -wymamrotała.
-To chyba dobrze?
-Właśnie chodzi o to, że nie. On się kompletnie zmienił! Chodzi teraz z jakąś lafiryndą, która nie potrafi nic oprócz chichotania i piszczenia. To nie jest Austin, którego znam… i w którym byłam zakochana… przez ten cały czas –brunetka usiłowała powstrzymać płacz, ale nie wyszło.
   Dwie łzy potoczyły się jej po policzku. Spuściła głowę, by to ukryć. Dziewczynka, która cały czas stała w pobliżu, podbiegła i przytuliła się do niej.
-Nie płacz, Li –powiedziała –Nie chcę, byś była smutna.
   Ally wzięła ją na ręce.
-Stin cię kocha –oznajmiła dziewczynka–On cię kocha.
-Widzisz, Alluś –uśmiechnęła się kobieta –Wierz Twyli, bo ma rację. No dobrze, na nas czas.
-Mamo, a mogę dziś iść później spać? –poprosił chłopiec.
-Williamie George’u Clark –przemówiła mama –Mówiłam to już i powtórzę raz jeszcze: Będziesz mógł chodzić spać po dziewiątej, gdy skończysz dziesięć lat. Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć. No, nie męczcie za bardzo Ally, i tak już ma dość własnych zmartwień. Ja i tata wychodzimy.
    Madison pocałowała dzieci w policzek i chwilę później już jej nie było.
-Co tam rysujesz? –spytała Allyson, siadając na fotelu obok Willa.
-Ciebie –odparł i wręczył jej swoje dzieło –Możesz zatrzymać.
-Ojej, to bardzo miłe –uśmiechnęła się brunetka, oglądając swój portret wykonany przez siedmiolatka –A gdzie jest Lynn?
-Lysia jest u siebie –oznajmiła Twyla.
    Ally postanowiła ją odwiedzić. Udała się na górę i zapukała do drzwi.
-To ja, Ally! –oświadczyła.
-Wejdź! –rozległ się głos Evelyn. Chwilę później brunetka znalazła się w środku i usiadła na fotelu obok dziewczynki.
-Co tam u ciebie? –spytała Ally.
-Wszystko po staremu –odparła ośmiolatka –Za to ty nie wyglądasz na szczęśliwą.
-Aż tak to po mnie widać?
-No… dobra, przyznaję. Trochę podsłuchałam twoją rozmowę z mamą… Chcesz o tym pogadać?
-Widzę, że ty chcesz tego bardziej ode mnie –zaśmiała się dziewczyna.
-Mówiłam ci, że jak dorosnę, zostanę psycholem.
-Chyba psychologiem… -sprostowała Allyson, powstrzymując śmiech.
-No przecież mówię… W każdym razie, według mnie powinnaś pokazać mu, co traci. Niech wie, że coś jest z nim nie tak.
-Wiesz, próbowałam mu to powiedzieć… Ale chyba mnie nie zrozumiał.
-Bo oślepł bez ciebie w tym LA. Nie mógł bez ciebie żyć, więc znalazł sobie taką, która w żaden sposób cię nie przypomina i dzięki niej mógł przestać myśleć o tym, jak bardzo za tobą tęskni.
-…Tak uważasz?
-Ja to wiem.
-Nie myślałam o tym w ten sposób… To dlaczego, w takim razie, całował się z nią tuż przed moim nosem?
-No bo ta cała Debby jest strasznie niedowartościowana i musiał zrobić coś, co podtrzyma ich „związek” –oznajmiła, wykonując cudzysłów w powietrzu.
-A skąd ty wiesz, że ma na imię Debby?
-Pisali o niej w Spadających Gwizdach.
-Chyba… Spadających GWIAZDACH...
-No przecież mówię… Proszę, tu jest ten artykuł –podała brunetce kolorowe czasopismo.




















   


   Allyson przeleciała spojrzeniem zdjęcia kilku gwiazd, aż wśród nich znalazła Austina.
   




















   Brunetka odłożyła magazyn i skrzywiła się.
-Kto by pomyślał, że tak cierpiał? Nawet do mnie nie pisał!!
-Może nie miał czasu…
-Gdyby rzeczywiście umierał, znalazłby sekundę na zwykłe „cześć”.
-No w sumie…
-I jeszcze to, że Debby jest Aniołem! Szczyt wszystkiego!
-Ally…
-Tak?
-Czy ty… czy tobie wciąż na nim zależy?
-Dzisiaj przestało.
-Może dasz mu szansę?
-Jeśli się do mnie pofatyguje, to tak. Ja sama do niego nie pójdę, bo i tak nic nie załatwię, gdy ta pijawka będzie wisiała mu na szyi.
-Naprawdę wcześniej o niej nie wiedziałaś? Nie czytałaś tego artykułu?
-Wiesz, mam uraz do takich gazet po historii z Flirciarzem z Miami…
-O czym ty mówisz?
   Resztę wieczoru Ally spędziła na opowiadaniu Lynn swoich przypadków z okresu dojrzewania.